W podwórku na Chmielnej...

...znalazłam niezwykłą knajpkę.

Włoska flaga i neon Illy skusiły mnie na tyle, że wstąpiłam tam nie zważając ani na ceny, ani na to, że w środku nie ma ani jednego gościa, choć zwykle unikam pustych restauracji. Centorrino - niezwykłe miejsce w podwórku odrestaurowanej kamienicy. Cicho, choć ledwie o krok od gwarnego tłumu na ulicy, spokojnie, jakby to nie było centrum wielkiego miasta, tylko przydrożna restauracyjka, gdzieś na sycylijskiej wsi.


W menu dania kuchni włoskiej. Trochę drogo, ale w końcu taka miejscówka zobowiązuje...
Zamówiłam sałatkę (25 zł) - po chwili dostałam całkiem sporą kompozycję z sałaty lodowej, rukoli, kuleczek mozarelli i suszonych pomidorów. Był tam jakiś sos, ale szczerze mówiąc mało wyrazisty, już lepiej było tylko pokropić to tylko oliwą z oliwek. No i czemu tej rukoli tak mało? I czemu taka mokra? Z kolei grzanka za sucha i za twarda. Nie spełniło to moich oczekiwań, oj nie. Na szczęście suszone pomidory były pyszne i ich nie pożałowali. Mali, przyjaciółka, z którą wybrałam się tam na pogaduszki przy kawie, zamówiła sałatkę z tuńczykiem i też nie była zachwycona.

Kelnerka przyszła i zapytała, czy wszystko smakowało. O rukoli nie zdążyłam nic powiedzieć, bo po moim stwierdzeniu, że generalnie tak, "ale tą grzanką to możnaby zabić" uśmiechnęła się i szybciutko poszła na zaplecze. To, co przyniosła po chwili sprawiło, że sprawa grzanki zeszła na dalszy plan. Gruszka. Ale jaka! Pera Delizia - nadziewana kremową masą z mascarpone i gorgonzoli, obtoczona w miodzie i posypana orzechami. Warta była wydania na nią 20 zł. Coś czuję, że wejdzie na stałe do mojego domowego menu.

No i wreszcie kawa. Espresso z kleksikiem mlecznej pianki. Bez zastrzeżeń. A to u mnie w przypadku kawy już duży komplement...

Allegria di mangiare, czyli radość jedzenia - tak brzmi motto Antonio Centorrino, właściciela tej knajpki, rodowitego Sycylijczyka. Szkoda, że tę radość poczułam dopiero przy deserze. Ale nie skreślam tego miejsca. Mimo wszystko nie było najgorzej, na szczęście nie mogę zarzucić nic jakości składników - wiórki parmezanu na sałatce spore i pachnące, tuńczyk miał ładny kolor, było go sporo i w dużych kawałkach i jestem pewna, że suszone pomidory przechowywane były w zalewie z oliwy z oliwek, a nie oleju.

Miejsce ma urok włoskiej wsi i nadaje się i na spotkanie z przyjaciółką (nawet palącą - oranżeria jest przeznaczona dla nałogowców, którzy nie mogą się obejść bez papierosa), i na randkę (bo cicho i łatwo o intymną atmosferę), i na rodzinny obiad (ze względu na sporo przestrzeni).

Centorrino
ul. Chmielna 28a/1 (w podwórku za Calzedonią),
tel. 022 826 69 30,
można płacić kartą
www.centorrino.pl
dodajdo.com

4 komentarze:

O matko, no kiedyś przestane palić. Ale wtedy to obie będziemy niańczyć śliniące się dzieci ;PPPPP

ciekawe co by zrobili, gdybyśmy przyszły tam z psami? hmmm

co do kawy (w skali 0-5) dostaje 3+
sałatka 3+
deseru nie jadłam.
klimat 4++ zwłaszcza za oranżerię :)

Mali :) jesteś pierwszą komentującą. Ale podpisz się następnym razem ;)

Poszlam tam, bo chcialam sprobowac prawdziwego tiramisu zrobionego przez prawdziwego Wlocha. Niestety, nie byłam nim zachwycona, ale moze ja sie nie znam na prawdziwym tiramisu? To, ktore mi zaserwowano, było bardzo delikatne, tak delikatne, ze aż... bez smaku? Zupełnie bez charakteru. Z rozrzewnieniem wspominam smak tiramisu, które dawno temu jadlam w nieistniejacym juz miejscu na Moliera - "Jeziorze Łabędzim" - mokre, wyraziste smakami kawy i amaretto, słodkie, ale nie za bardzo.... Niebo w gębie!

Jeśli ktoś chce spróbować mistrzowskiej włoskiej kuchni polecam wybrać się do San Lorenzo. Kuchnia z regionu Toskanii, gotują tam same cudeńka, polecam ryby, a szczególnie labraksa pieczonego w soli. Na deser zamawiam tam suflet czekoladowy mmm:) Tiramisu też mają, pyszne:)